wtorek, 19 listopada 2019

"Światło się mroczy" George R.R. Martin


Debiut pisarza, o którym na pewno słyszał już każdy miłośnik fantastyki. Który stał się legendą, ukochanym autorem, najbardziej znienawidzonym autorem, idolem, a także kością niezgody między fanami "Gry o tron". Ciągle nie wydane przez niego powieści wzbudzają wiele emocji. A fani z utęsknieniem wyczekujący zakończenia sagi w wersji książkowej, muszą zaspokajać swój głód czytania innymi powieściami Georga R.R. Martina.

Zapewne dlatego przez wielu czytelników "Światło się mroczy" odbierane jest raczej negatywnie. Nie wytrzymuje ono porównania do wielowątkowej Pieśni Lodu i Ognia. Postaci nie mają w sobie tyle zawiłości charakterologicznych, a wydarzenia nie są opisywane z tak wielkim rozmachem. Ja jednak zauważam w tej książce wiele elementów, które osobiści bardzo mi się podobało.

Tym razem mamy do czynienia z powieścią Sience Fiction, która rozgrywa się w przyszłości, na planecie w odległej galaktyce. Dla laika w tej dziedzinie literatury, początek jest naszpikowany dość mocno terminami naukowymi, o których osobiście nie potrafię powiedzieć czy są na prawdę naukowe, czy czysto fikcyjne. Szybko jednak można się przyzwyczaić do języka powieści i w miarę płynnie śledzić rozgrywające się wydarzenia.

Worlorn powoli umiera. Słońca które jeszcze niedawno rozświetlały planetę coraz bardziej się od niej oddalają. Mieszkańcy w większości ją już opuścili, robi się coraz chłodniej, dnie stają się coraz krótsze, a światło dnia staje się coraz bardziej przytłumione. W tym trudnym czasie na wezwanie swojej dawnej kochanki, przybywa Dirk. Na miejscu okazuje się jednak, że od kilku lat jest ona w związku z Jaanem Vikarym pochodzącym z Dumnego Kavalaanu.

I tu własnie clou powieści ma swoje źródło. Relacje między poszczególnymi bohaterami to jest najważniejszy aspekt tej historii. Ich emocje, wzajemne uczucia, a także duma, honor i przywiązanie do tradycji.

Nie jest to książka pełna przygód i wydarzeń zapierających dech w piersi, choć takie też mają w niej miejsce. Bohaterowie są młodzieńczo idealistyczni. Nie skażeni cynizmem. Przypominają raczej bohaterów osiemnastowiecznych epopei pisanych ku pokrzepieniu serc, niż postacie wyrwane ze współczesnych powieści. Zakończenie tej historii jest częściowo otwarte. Nie podaje czytelnikowi morału wprost. Każe mu samemu ten morał sformułować. Ja przyznać się muszę nie jestem do końca pewna jak powinien on brzmieć.

Były momenty, w których ta książka mnie zachwycała swoją lirycznością, niezachwianą wiarą w wyższe pobudki, oraz heroicznością bohaterów. Za chwilę znów nudziła mnie zbyt przedłużającymi się scenami, rozmowami pełnymi górnolotnych słów, symbolizmem i rozważaniami ideologicznymi. W sumie oceniam ją jednak na mocne 4 na maksymalne 6 punktów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz