piątek, 4 października 2019

"Rubinowy książę" Beata Worobiec

Po tej książce spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Gdy wzięłam ją do ręki myślałam o młodej dziewczynie ruszającej na niebezpieczną wyprawę, która spotyka tajemniczego księcia. Wyobrażałam sobie zapierające dech w piersiach sceny z fantastycznymi bestiami, oraz wiele emocji które będą targały moim sercem.

Co dostałam? Nic z powyższego. Tylko nie zrozumcie mnie źle. Nie chcę tu napisać, że książka mi się nie podobała. Była dla mnie po prostu rozczarowaniem pod względem moich oczekiwań.

Co prawda wyprawę mamy... mamy też młodą dziewczynę (przynajmniej na początku), mamy bestie, emocji może trochę mniej, na pewno nie takie na które liczyłam. Patrząc na całość trudno jednoznacznie określić o czym jest "Rubinowy książę". W trakcie czytania miałam wrażenie, że autorka kilkakrotnie zmieniała koncepcję tej historii. Tak jakby to opowieść kierowała autorką, a nie odwrotnie. Można byłoby uznać to za zaletę, gdyby nie to że trochę przeszkadzał brak spójności.

Styl w którym napisana jest powieść, też jest chwiejny. Mamy momenty pasjonującej przygotówki, ale za chwilę Pani Wyrobiec serwuje nam dialogi jakby inspirowane Pratchettem, czy Monty Pythonem.

Duża pochwała należny się autorce za rozmach. Stworzyła całkiem ciekawy świat, pełen bóstw, mitycznych stworzeń, konkretnych zasad rządzących nadnaturalnymi mocami. Do samego końca odkrywała przed nami kolejne aspekty tej fantastycznej rzeczywistości. Wnikliwy i czepialski czytelnik mógłby doszukać się wielu inspiracji klasykami literatury, ale przecież wszystko już kiedyś zostało napisane tylko innymi słowami. Czasem Pani Beata bawiła się z czytelnikiem umyślnie wprowadzając motyw znany każdemu znawcy literatury, puszczając do niego tym samym oko.

Książka zakończyła się dając nadzieję, na kolejne tomy. Czy będę czytać dalej? To chyba będzie zależeć od obszerności następnych książek. "Rubinowy Książę" ze swoimi ponad pięciuset stronami był deko przydługi. Jeśli kolejne tomy będą krótsze na pewno się skuszę.

2 komentarze:

  1. Dziękuję za recenzję :) Mam nadzieję, że nie było aż tak źle. Objętość wynika głównie z rozmiaru czcionki. Spokojnie dałoby się tę treść zamknąć na 400 stronach, ale wezmę pod uwagę aspekt objętościowy podczas tworzenia kontynuacji.
    Co zaś tyczy się fabuły, była ona dokładnie rozplanowana i mogło się tylko wydawać, że przejmowała chwilami kontrolę. Wszakże los Sephory ściśle wiąże się z początkowym motywem, że "to nie jest świat dla bohaterów".
    W kwestii niespójności - bardzo chętnie dowiem się więcej na ten temat. Zawsze chętnie przyjmuję konstruktywną krytykę. Gdyby miała Pani czas i ochotę, to prosiłabym o napisanie do mnie maila na beataworobiec@wp.pl lub wiadomość na fp beatapisze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niespójność dla mnie przejawiała się tym, że tuż po poznaniu bohaterów, po rozrysowaniu planu akcji, wszystko przewraca się do góry nogami i musimy pogodzić się z tym, że od nowa trzeba budować sobie w głowie zdanie na temat tej historii. Na początku wydaje się, że będzie to lekka przygodówka fantasy z wyraźnym wątkiem uczuciowym, ale potem okazuje się to być lekko cyniczną powieścią rewolucyjną. A przejście z jednej do drugiej odbywa się w zasadzie na kilkunastu stronach i spowodowane jest jednym wydarzeniem. Proszę mnie tylko źle nie rozumieć. Książka jest na tyle dobra, że moje wymagania są większe, niż w stosunku do innych powieści. W swojej karierze czytelniczej miałam do czynienia z powieściami, o których było nawet trudno cokolwiek wartościowego napisać, z powieściami miałkymi i w stu procentach odtwórczymi, z książkami które obrażały moje poczucie estetyki. "Rubinowego księcia" uważam zaś za książkę jak najbardziej poprawną, a czepiam się szczegółów, gdyż w trakcie czytania trochę na nich utykałam.

      Usuń