Niewiele czytam science-fiction. Kiedyś już próbowałam Lema, mierzyłam się z Dukajem. Są to autorzy wymagający, których kunszt cenię bardzo wysoko, ale przy obecnym moim braku czasu nie wyobrażam sobie skupić się na tego typu literaturze.
Za to książka "Do gwiazd" Sandersona, to była dla mnie lektura idealna. Science -fiction, ale dla młodzieży. Do tego mądrze wymyślona, dobrze napisana i trzymająca w napięciu. Czego chcieć więcej?
Fabuła zlokalizowana została na obcej nam planecie, zasiedlonej przez kolonizatorów ludzkiego gatunku. Niestety nie jest ona zbyt przyjazna. Ludzie żyją w jaskiniach, a na domiar złego muszą odpierać ciągłe ataki obcej cywilizacji. Aby zostać pilotem Myśliwców - podstawowej obrony przed Krellami, należy ukończyć szkołę, do której trudno się dostać, a jeszcze trudniej wytrwać w niej do końca.
Spensa o karierze pilota marzyła od dziecka. Jej ojciec należał do elitarnej jednostki, która brała udział w najsłynniejszej w historii planety Bitwie o Alte. Jednak został on zestrzelony przez jednego z przyjaciół, po tym jak nagle zdezerterował. Spensa nie wierząc w oficjalną wersję, pragnie oczyścić dobre imię ojca.
Ta książka to wartka akcja, sympatyczni bohaterowie, tajemnica do rozwikłania, a także odrobina humoru. Czytało mi się ją na prawdę doskonale. Lubię styl Sandersona, choć w cyklu "Ostatnie Imperium" jest trochę mroczny i ciężki. W "Do gwiazd" mamy więcej młodzieńczych marzeń i entuzjazmu. Choć rzeczywistość wcale nie oszczędza bohaterów. Nie wszyscy, których poznamy przeżyją do końca tej historii i będziemy musieli zmierzyć się ze smutkiem po stracie przyjaciół.
"Do giawazd" to pierwszy tom nowego cyklu Sandersona. W tym roku zapowiedziany jest już drugi tom w oryginale. Liczę na to, że w Polsce również ukaże się bez zbędnej zwłoki. Na prawdę nie mogę doczekać się, aby znowu spędzić trochę czasu z niepokorną Spin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz