środa, 7 grudnia 2011

"Skafander i motyl" Jean-Dominique Bauby

 W książce "Skafander i motyl" nie byłoby nic tak na prawdę nadzwyczajnego, gdyby nie była ona prawdziwa. Wszak znamy i książki i filmy o ludziach kalekich, którzy walczą ze swoimi ułomnościami. Ta historia natomiast szczególnie zapadła mi w pamięci dlatego że nie jest wytworem wyobraźni pisarza, ale wydarzyła się na prawdę.


Jean-Dominique Bauby był redaktorem naczelnym francuskiego "Elle". W grudniu 1995 roku doznał urazu mózgu w wyniku którego do końca życia cierpiał na syndrom zamknięcia. Jego choroba objawiała się paraliżem mięśni szkieletowych. Co to oznaczało w praktyce? Pozostając w pełni sprawny intelektualnie, nie mógł w żaden sposób poruszać swoim ciałem, poza nieznacznymi ruchami głowy oraz mruganiem lewej powieki. Nie był w stanie wydawać dźwięków ze względu na dyskoordynację strun głosowych z oddychaniem, nawet przełykanie pokarmów było dla niego niemożliwe. W tym stanie przeżył w szpitalu specjalistycznym w Bercku marca 1997 roku. 


W trakcie swojej ciągłej rehabilitacji, choć wydaje się to nieprawdopodobne napisał właśnie książkę "Skafander i motyl". Jest to zapis jego zmagań z codziennością po urazie, oraz  wspomnień z czasów, gdy był w pełni sprawny, które w szpitalnej sali wracają i nabierają nowych znaczeń. 

Nie jest to obszerna książka, zawierająca liczne figury stylistyczne i napisana z wielkim rozmachem. Jest raczej krótką opowieścią, w zwięzłych prostych słowach mówiącą o tragedii, która stała się dla autora rzeczywistością. Wszak podyktowana została ona litera po literze za pomocą mrugania powieką. 

Zapewne nie wywarła by ona na mnie tak wielkiego wrażenia, gdyby nie właśnie sposób w jaki powstała. Claude Mendibli - osoba specjalnie oddelegowana przez wydawnictwo do spisania książki dyktowała alfabet ułożony w kolejności od najczęściej występujących liter w języku francuskim (ESAINUM.....). Bauby mrugał powieką gdy wypowiedziana została litera o która mu chodziło. Napisanie w ten sposób utworu, który choć drukowany dużą czcionka mieści się aż na 124 stronach było zapewne dla obydwojga bardzo żmudną pracą. To właśnie czyni "Skafander i motyla" książką tak wyjątkową.


1 komentarz:

  1. Książki nie czytałem, ale oglądałem film pod tym samym tytułem. Mocna rzecz. Znakomicie pokazuje jak mało potrafimy czerpać z codzienności.

    OdpowiedzUsuń