sobota, 17 listopada 2012

"Strażnik sadu" Cormac MacCarthy


Pierwszym moim spotkaniem z MacCarthym była obsypana nagrodami "Droga". Po przeczytaniu tej książki byłam wstrząśnięta. Uderzyła ona we mnie zupełnie niespodziewanie i zostawiła głębokie ślady w mojej świadomości czytelniczej. Dlatego też po "Strażniku Sadu" wiele się spodziewałam. Zostałam, co prawda uprzedzona, że są to zupełnie inne książki, ale wszak "inna" nie znaczy wcale "gorsza".

"Strażnik sadu " to debiutancka książka Cormaca. Opowiada historię trzech mężczyzn, których losy przeplatają się ze sobą na przestrzeni lat. I tak mamy Mariona Syldera - przemytnika alkoholu, który jest środkowym ogniwem spinającym młodego chłopca Johna oraz starca-tytułowego Strażnika sadu. A czego pilnuje ten strażnik? Śladów po tragicznej historii która jako pierwsza łączy naszych bohaterów, chociaż są oni tego nieświadomi.
 Czytałam kilka recenzji książki. Porównania do naszego "Nad Niemnem", analogie do prozy Faulknera... Faulkner...może, nie przebrnęłam przez żadną z jego książek. Ale zachwyt nad przyrodą i liczne jej opisy nie tworzy z Cormaca Elizy Orzeszkowej. Ten pisarz jest jeden w swoim rodzaju. Jego styl widać w tej książce na pierwszy rzut oka. Opisy pozbawione egzaltacji, suche i proste, ale przeszywające czytelnika. Fabuła stanowiąca wycinek z życia - nie przykładająca wagi do przeszłości czy przyszłości. Po zakończeniu książki czytelnik zostaje z pytaniami, na które odpowiedzi nie ma. Wszak nie o to chodziło autorowi żeby powiedzieć jak to wszystko się skończy, tylko jakie to było. 
Trudno czytało się "Strażnika sadu"- zwłaszcza w moim wypadku. To nie jest utwór do przeczytania strony w trakcie kąpieli dziecka a kolejnej przy jego usypianiu. Nad tą książką trzeba usiąść i wejść w jej świat. A do tego znów trzeba mieć odwagę. Świat przedstawiony to nie american dream, to Ameryka, której my Europejczycy nie znamy i nie do końca rozumiemy. 
Nie potrafię przejść do porządku dziennego nad czymś czego nie rozumiem. Dlatego też "Strażnik" wywarł na mnie duże wrażenie, ale nie do końca pozytywne. Widzę jak na dłoni geniusz autora, nie tego dotyczą moje wątpliwości, chodzi mi raczej o to że mówiąc kolokwialnie "to nie moja bajka". I to też mnie gnębi, dlaczego tak trudno poznawało mi się coś zupełnie dla mnie nowego? Przecież o to chodzi w czytelnictwie, żeby odkrywać niezbadane dla siebie terytoria. 
No ale zawsze łatwiej przeczytać złą prostą książkę niż dobrą a komplikowaną. I tym podsumowaniem zakończę moje rozterki, które samej mnie wydają się być mętnie napisane, za co niniejszym czytelników przepraszam.

1 komentarz:

  1. Rzeczywiście, napisane trochę mętnie i może przez to brzmi, jak bardzo skomplikowana książka. ;) Nie wiem, czy po nią sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń