środa, 4 stycznia 2012

"Dom na Zanzibarze" Dorota Katende


Książka ta  składa się z dwóch zasadniczych części. Pierwsza to początki fascynacji autorki  Afryką - jej pierwsze wyprawy, założenie biura podróży oraz kłopoty życiowe tutaj w Polsce. Druga natomiast to już jest Zanzibar. Opis perypetii związanych z zakupem i budową domu, historie związane z mieszkańcami tej pięknej wyspy, oraz garść szczegółów turystycznych.

Mnie do gustu znacznie bardziej przypadła ta druga część. Czytając pierwszą miałam czasem wrażenie jakbym miała w rękach kiepski romans, w którym i tak nic się nie dzieje. Autorka używała wielokrotnie sformułowań rodem z Harlequina takich jak "uwiodła", "pożądałam", "pragnęłam", a wszystko to na tle historii jej znajomości z pewnym przewodnikiem z plemienia Samburu. Wszystko to sprawiało, że czytelnik zamiast skupić się na pięknie opisywanej przyrody zastanawiał się czy "coś z tego będzie, czy nie".

Przez całość książki przez życie pani Doroty przewija się czterech mężów i cztery przedsiębiorstwa, którymi ona zarządza. Trzeba więc jej przyznać że jest kobietą nietuzinkową i bardzo zaradną. Zwłaszcza opisy wielu trudów jakie musiała przejść w trakcie budowy swojego egzotycznego domu budzą dla niej wiele podziwu. Jednak pisarką najwybitniejszą nie jest. Książka chociaż napisana prostym językiem czasem nuży, czasem wydaje się być zbyt egzaltowana, jest bardzo nierówna w stylu. Oprócz rozdziałów jej własnego autorstwa mamy tam fragmenty jej zapisków z pierwszej wyprawy do Afryki oraz listy jej syna z Zanzibaru - jak dla mnie zupełnie zbędne wypełniacze.

Książka ta jest niewątpliwie olbrzymią promocją dla jej biura podróży. Po przeczytaniu opisów tytułowej wyspy sama zapragnęłam pojechać tam na wycieczkę. Sprawdziłam nawet oferty biur podróży, między innymi także tego założonego przez autorkę, które oferuje pobyt w opisywanym domu. Niestety jak dla mnie za drogo.

5 komentarzy:

  1. Jako, że jestem wielką fanką Cejrowskiego, który również opisuje swoje podróże, tak i ta książka może mi się podobać. Nawet jeśli styl autorki odbiega od stylu Pana Wojtka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z kolei lubię książki Martyny Wojciechowskiej, a o podobnej tematyce czytałam Oliwkową farmę. Bardzo mi się podobała, więc i ta książka z pewnością przypadłaby mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam ją w wakacje i nie mogłam się oderwać, bardzo mnie wciągnęła :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cejrowskiego też lubię, i muszę stwierdzić że "Dom na Zanzibarze" nie przypomina jego książek. Martyny Wojciechowskiej natomiast jak na razie jeszcze nie czytałam

    OdpowiedzUsuń
  5. A czy Karen Blixen była wybitną pisarką?
    Amerykanie stosują manewr podwójnego autorstwa - z jednej strony autentyczny człowiek i jego autentyczne życia a z drugiej sprawny pisarz który...nic od siebie do powiedzenia nie ma. Tylko czy to nadal jest autentyczne?

    Cejrowski swoje książki cyzeluje z pietyzmem przepisując po kilka razy i stale weryfikując pośród współpracowników czy są wystarczająco lekkie i zabawne, a przy tym pełne dramatyzmu i ... ciekawostek.
    Czytając Wojciechowska nigdy nie mam pewności czy aby nie jest to tekst reklamowy.
    Blondynka czyli Pawlikowska - czyta się w sumie nieźle, ale tu też znać ogromną prace redakcji.

    Miłośnikom Afryki której już nie ma polecam za to książki Korabiewicza.

    OdpowiedzUsuń