piątek, 20 stycznia 2012

"Anioły wokół głowy" Daniel Olbrychski

Męczyłam tę autobiografię Olbrychskiego blisko dwa miesiące. I niestety stwierdzić muszę że powinien on raczej pozostać aktorem. Chociaż napisana została wraz z dwoma profesjonalnymi  pisarzami zajmującymi się spisywaniem wspomnień - Jackiem Ziarno oraz Przemysławem Ćwiklińskim, książka nie zachwyca stylem. W dodatku wspomnienia, przemyślenia i wydarzenia opisane są w sposób nieco chaotyczny.

Olbrychski wspomina swoje życie od wczesnej młodości, kiedy to zaczynał swoją przygodę ze sportem oraz aktorstwem. Opisuje swoje pierwsze doświadczenia w teatrze, w telewizji oraz w filmie. Czytając o jego losach wydaje się, że nie ma niczego trudnego w rozpoczęciu wielkiej kariery. Na pewno Panu Danielowi pomógł talent, który zwrócił uwagę wybitnych polskich reżyserów, ale jak już rozpoczął pracę z którymś z wielkich jak Wajda, Hoffman, czy Morgenstern  nie miał większych trudności aby otrzymać główną rolę w kolejnych ich mega produkcjach. 

Oprócz kulis pracy na planie filmowym, poznajemy relacje Olbrychskiego z kobietami, jego przyjaciół i dalszych znajomych. Maryla Rodowicz, Gerard Depardieu, Edward Stachura - na stronach tej książki można spotkać każdego.
Oprócz tekstu głównego, który pisany jest w pierwszej osobie, mamy w książce liczne wypowiedzi znajomych i współpracowników aktora, na temat jego osoby oraz na temat akurat opisywanych zdarzeń. Wszyscy oczywiście wypowiadają się o Olbrychskim w samych superlatywach, a delikatna krytyka i tak obracana jest na jego korzyść.

Po przeczytaniu całej książki naszło mnie kilka konkluzji. Po pierwsze przytłoczył mnie ogrom filmów, które na stałe weszły do kanonu kinematografii polskiej w których Daniel Olbrychski grał główne role. Zaczynając od "Popiołów" poprzez Trylogię, "Wesele", "Ziemię Obiecaną", "Panny z Wilka", a kończąc na filmach zagranicznych takich jak chociażby "Blaszany bębenek" oraz "Nieznośna lekkość bytu". Wszystkie tu przeze mnie wymienione to ekranizacje wielkich dzieł literackich, a to przecież tylko ułamek jego dorobku. 

Po drugie natomiast, stwierdzam, że tak zupełnie prywatnie nie zaprzyjaźniłabym się z Olbrychskim. Od zawsze wiadomo mi było że jest on ekscentrykiem - chociażby afera z cięciem szablą obrazów. A po lekturze jego autobiografii tym bardziej utwierdziłam się w tym przekonaniu. Człowiek deklamujący wiersze przy byle okazji, chodzący po parapetach oraz przęsłach mostów, stający na rękach żeby zwrócić uwagę dziennikarzy na swoją osobę nie jest moim ulubionym typem. No ale nie o to chodzi, żeby lubić wszystkich i żeby oceniać pracę ludzi przez pryzmat ich osobowości. A dla aktora jego role są jego pracą, a te Danielowi Olbrychskiemu trzeba ocenić wysoko.

2 komentarze:

  1. Nigdy za nim nie przepadałam i nie sięgnełabym po jego biografie, chociaż czasem można się pozytywnie zaskoczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam autobiografię Olbrychskiego już lata temu.
    I moje odczucia bardzo podobne do Twoich.
    Pomimo, że lubię wszelkie książki wspomnieniowe, tę czytałam z ogromnym trudem. Dobrnęłam do końca, ale z pewnością nie jest to lektura do której chciała bym powracać.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń