wtorek, 18 października 2011

Joanna Chmielewska "Rzeź bezkręgowców"

Kiedy byłam licealistką namiętnie zaczytywałam się w kryminałach Joanny Chmielewskiej.  Ma ona w swoim dorobku prawdziwe perełki, które można czytać do 4 nad ranem ocierając łzy śmiechu. Niestety "Rzeź bezkręgowców" do nich nie należy. Jest trochę jak odgrzewany kotlet, z odgrzewaną kapustą. Humor Chmielewskiej niby jest, ale żarty te same co sprzed lat. Rozbieganie logiczno myślowe, tak charakterystyczne dla jej bohaterów, w tej książce wręcz nuży i wprowadza niepotrzebny zamęt. I co z tego że trup sieje się całkiem gęsto, skoro wszystko jest takie jakieś nijakie.
Rzecz dzieje się w środowisku z grubsze rzecz biorąc filmowym. Umierają kolejno twórcy filmowych "gniotów", którzy żerują na autorach poczytnych książek, ekranizując ich dzieła. Jedną z podejrzanych jest sama Joanna, która wielokrotnie wypowiadała się negatywnie o zamordowanych. Pierwszy motyw jaki pojawia się w trakcie śledztwa i który jest z uporem podtrzymywany to chęć zemsty na reżyserach przez któregoś ze skrzywdzonych twórców, lub miłośników literackich. Trochę naciągane, nieprawdaż?
Do tego dochodzi jeszcze wątek z pisarką Ewą Marsz, która niby pojawia się w historii całkiem poza sprawą morderstw, ale nagle okazuje się że coś ją z tym wszystkim łączy.
Zakończenie też rozczarowuje. Czytelnik, nawet mało spostrzegawczy, szybciej domyśla się kto jest mordercą niż bohaterowie, a to nie jest dla mnie najlepszy pomysł na kończenie kryminału. Przez ostatnie rozdziały z niecierpliwością czekałam kiedy wreszcie Joanna poskłada wszystkie swoje rozsypane myśli i ostatecznie da odpowiedź na pytanie, które ja już rozwiązałam.
Książki nie polecam. No może tylko bezkrytycznym fanom Chmielewskiej. Ja osobiści uważam że stać ją na więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz